środa, 6 marca 2013

Autor:   Dodano: 2013-02-13
Newsletter:     

Marzenia nie bolą - Małgorzata A. Jędrzejewska  

Że trzeba marzyć, o tym Ludmiła jest przekonana. Namawia przyjaciółki do stworzenia „marzenników”. Pora jest bardziej niż odpowiednia, bo dzieje się to przy pełni księżyca, w wieczór jej urodzin. Każda z kobiet ma swoje pragnienia i tęsknoty.

Marzenia nie bolą - Małgorzata A. Jędrzejewska
A sama Ludmiła? Powoli zaczyna do niej docierać, że ma dość samotności. Niespodziewanie dowiaduje się, że jej zmarły mąż nie był tak kryształowy, jak się wydawało. Wokół niej, jej rodziny i przyjaciół zaczynają się kręcić dziwni osobnicy, którzy chcą wyglądać jak mafiosi, w końcu pojawia się także nieboszczyk…

Marzenia… zagubione w rytmie życia – tego prawdziwego, dojrzałego, podszytego problemami, nękanego przez echa przeszłości... I chociaż kurz zdmuchnięty ze starych pudeł mocno kłuje w oczy i zrywa kurtynę pozorów, trudna codzienność trwa dalej. Autorka z niebywałą lekkością snuje opowieść o przyjaźni i wyborach, wsparciu, miłości i tolerancji. Pisze kobieco, ciepło, prawdziwie… Zawsze otwiera jednak drzwi nadziei, która rozświetla szarość, łagodzi zakręty, rozpościera most nad przepaścią. Analizuje decyzje i priorytety – bo to one pozwalają nam przejść na drugą stronę i z uśmiechem odczytywać księżycowy marzennik…
Marta Dudzińska, redaktor portalu Urodaizdrowie.pl

Patronat medialny female.pl 

Marzenia nie bolą

http://www.female.pl/artykul/15811-marzenia-nie-bola-malgorzata-a-jedrzejewska

To jest książka Małgorzaty, która wejdzie na rynek 25 marca. Polecam gorąco, książka jest świetnie napisana!

poniedziałek, 11 lutego 2013

Moje koteki

Mam w domu dwie śliczne koteczki. Starsza Marysia jest dostojna, zrównoważona, powiem więcej to jest dama. Natomiast Ździśka to taki wiejski obwieś, lata po meblach, kradnie z lodówki, chowa się do szeleszczących worków udając, że jej nie ma i wcale nie kuma jak to jest z kuwetą. Otóż mój syn, dla komfortu psychicznego Marysi zainstalował drugą, mniejszą kuwetkę. Bo często było tak,że naraz cała rodzina zechciała siku. Więc Żdziśka przeniosła się do tej mniejszej kuwety, załatwia tam swoje sprawy, po czym przechodzi do kuwety dużej i zamaszyście zakopuje nie wiedzieć co. Beka. Uwielbiam siadać na swoim sedesie:)

Zabawa w dwa ognie

Przyrzeczenie Lekarskie                                                                                                               
przysięga nawiązująca treścią do  Deklaracji genewskiej składana przez absolwentów kierunku lekarskiego oraz lekarsko-dentystycznego uczelni medycznych w Polsce. Tekst Przyrzeczenia stanowi część Kodeksu Etyki Lekarskiej uchwalonego przez Krajowy Zjazd Lekarzy.
Przyjmuję z szacunkiem i wdzięcznością dla moich Mistrzów nadany mi tytuł lekarza i w pełni świadomy związanych z nim obowiązków przyrzekam:
obowiązki te sumiennie spełniać;
służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu;
według najlepszej mej wiedzy przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom, a chorym nieść pomoc bez żadnych różnic, takich jak: rasa, religia, narodowość, poglądy polityczne, stan majątkowy i inne, mając na celu wyłącznie ich dobro i okazując im należny szacunek;
nie nadużywać ich zaufania i dochować tajemnicy lekarskiej nawet po śmierci chorego;
strzec godności stanu lekarskiego i niczym jej nie splamić, a do kolegów lekarzy odnosić się z należną im życzliwością, nie podważając zaufania do nich, jednak postępując bezstronnie i mając na względzie dobro chorych;
stale poszerzać swą wiedzę lekarską i podawać do wiadomości świata lekarskiego wszystko to, co uda mi się wynaleźć i udoskonalić.
PRZYRZEKAM TO UROCZYŚCIE!
Jak to co niżej napiszę ma się do uroczystego przyrzeczenia? No chyba, że orzecznik zusowski nie jest lekarzem. Więc kim? Urzędnikiem?
Starałam się o drugi półroczny zasiłek rehabilitacyjny. Orzecznik ZUS-u odrzuciła mój  wniosek, bo nie widziała podstaw do dalszego zasiłku. Zanegowała opinię specjalisty psychiatrii. Odwołałam się i uznano to odwołanie wyznaczając Komisję Lekarską w tymże ZUS-ie. Wczoraj odbyło się posiedzenie Komisji, które wyglądało tak: 
Weszłam do pomieszczenia gdzie siedziały 3 panie w wieku ponademerytalnym, które notabene zamiast ustąpić miejsca młodym, dorabiają do emeryturki. Jedna z pań, która siedziała do mnie tyłem, walila w klawisze klawiatury, przywitała mnie słowami: witam panią już po raz drugi. We mnie coś strzeliło.Deja vu? Komisja sprzed 3 lat, ale kierowala mnie wtedy onkolog. Ten sam skład, a ja czepiłam się bezmyślnie życia a panie orzeczniczki ciepłych posadek. I zaczęła się jak poprzednio zabawa w dwa ognie. Dwa, bo trzecia pani siedziała i mnie obserwowała. Ta siedząca tyłem zaczęła zadawać pytania, więc próbowałam odpowiedzieć, bo już druga orzeczniczka zadała następne, na które nie zdążyłam odpowiedzieć, bo już padło następne pytanie od pierwszej pani. I tak kilka pytań, na które nie zdążyłam odpowiadać. Czyż to nie zabawa w dwa ognie? Krótkie piłki, ale bolesne. W którymś momencie na pytanie, jakie mam objawy lęku zaczęłam mówić, że po każdym takim napadzie lądowałam na pogotowiu. Na co obie panie równocześnie: a gdzie-do-wo-dy! Gdzie dowody! Już miałam odpowiedzieć, że te dowody miałam na poprzedniej z nimi komisji, których nie uznały, stwierdziły, że papiery z pobytu w pogotowiu o otrzymanych  kroplówkach nie są dowodami, dowodami w ich pojęciu jest orzeczenie lekarza. Wówczas po tamtej komisji te "niedowody" wyrzuciłam. Ale można pewnie poprosić w Szpitalu na Zaspie o odpisy z archiwum.
A więc tym razem nie miałam dowodów. Ale nie zdążyłam odpowiedzieć bo padł kategoryczny rozkaz: proszę się rozebrać, zostawić tylko majtki i stanik I na wagę proszę. Podczas rozbierania się wyszła trzecia pani z pokoju, po czym wróciła w momencie kiedy stałam na wadze. Waga tuż przy drzwiach. I oto stałam się obiektem ludzkich spojrzeń z korytarza. Cudny widok. Poczułam się jak pod pręgierzem. Wpadłam w straszną złość i krzyknęłam: co pani wyrabia? A ta: co się pani denerwuje? Rozpłakałam się i wykrztusiłam, że czuję się upodlona tą sytuacją. Na co ona : niepotrzebnie. A ja: więc proszę się rozebrać do majtek i stanąć w tym korytarzu. Chyba dopiero wtedy pojęła o co mi chodzi. I miałam po badaniu. Ale to nie wszystko, byłoby za pięknie. Ta druga pani kazała mi się położyć na kozetce i zaczęła mnie macać - przypominam, że skierowanie od psychiatry mialam na chorobę psychosomatyczną o symbolu F33, co potwierdziła podczas pobytu w sanatorium w ramach prewencji rentowej specjalista psychiatrii. Podczas tego macania wzrok tej drugiej pani siedzącej tyłem spoczął na mojej piersi ! O! Ma pani protezę? A może nie miała pani usuniętej w całości piersi? Nie prosze pani, to jest po rekonstrukcji , czy to źle? Hm..nie. Próbuję tłumaczyć jaką metodą była operacja rekonstrukcji, że z pleców, że dwa razy. Chyba źle zrobiłam, że zachciało mi się wyglądać jak kobieta.! Mogłam tu tak przyjść jak jednooki Cyklop i dać paniom satysfakcję, że mimo iż starszawe to jednak w pełnej krasie z wszystkimi zewnętrznymi narządami. Ale nie, musiałam się wychylić z szeregu! Leżąc tak przypomniałam sobie moją pierwszą komisję. Byłam po pierwszej dawce chemioterapii (czerwonej- okrutnej i bardzo agresywnej) po której mi prawie od razu wyleciały włosy, co zostalo syn mi zgolił. Pani orzecznik w pierwszej komisji zajrzała w dokumentację medyczną gdzie było wszystko napisane (że rak-bydlę złośliwe, że mastektomia calościowa, że chemia czerwona) , na wstępie zażądała: proszę zdjąc peruke.
Mowę mi odjęło  i sparaliżował mnie strach, co jeszcze będę musiała zrobić, by udowodnić, że jestem chora? Nie chcę choroby, nie chcę tej pieprzonej renty. Chcę swoją GODNOŚĆ, którą mi odbierają kobiety, które zwą się lekarzami!!! Po tej pierwszej komisji załapałam się na dwa lata renty. Ale ZUS nie mógł mi płacić, bo nie mialam 5 z ostatnich 10 lat pracy. Okej, zwróciłam się poprzez tutejszy ZUS do Sądu Pracy. I czekałam. Czekałam. Czekałam. Nie miałam siły na walkę z ZUS-em więc czekałam tak
dwa lata. Potem straciłam cierpliwość ( jak mogłam!!!) I napisałam ponownie. Okazało się, że pani urzędniczka nie przekazała sprawy do Sądu.!!! Więc po 25 miesiącach sprawa znalazła się w Sądzie i  jednym klapnięciem młotka Pani Sędzia uznała moje roszczenia. To był 1 października 2009 roku gdzie wyrokiem Sądu ZUS miał obowiązek mi wypłacić rentę od maja 2007 roku. Podczas gdy renta skończyła mi się 30 września 2009,  a więc dzień przed sprawą sądową. To nie koniec mojej gehenny.  Czekałam na ruch urzędniczki z ZUS -u,  długo czekałam, ale tym razem dreptałam koło mojej sprawy, aż wydreptałam ją w grudniu. Napisałam podanie o przesłanie na moje konto bankowe, podałam numer konta, adres nowostawski zamieszkania. Zadzwoniłam ponownie do ZUS parę dni przed Świętami.  I co się okazało? Pani urzędniczka jednak chciała mnie srogo ukarać, bo w tym dniu złożyła dyspozycję wypłaty mojej zaległej renty (za 28 miesięcy) w maleńkim urzędzie pocztowym w Nowym Stawie, gdzie uzbieranie ponad 20 tysięcy zajęłoby z dwa tygodnie. Aha! Ukarało mnie toto? Ukarało. Za co? Ano, za to babo, że poganiałaś urzędniczkę ZUS!! Nie można tak. Choruj i cierp w milczeniu. Na szczęście na mojej drodze życiowej są też dobrzy ludzie :).  Pewna osoba ( Boże chroń Ją) załatwiła tak, że te pieniądze skierowali na dużą pocztę w Gdańsku.  I jeszcze tego samego dnia je odebrałam. Czy to koniec ? Ależ nie !!! Ale dziś już nie mam sił. Znów ogarnia mnie mroczna fala. Czuję, że odpływam w głąb siebie. Nie chcę tego!!!!
Zawsze miałam do siebie żal, że nie walczę, że odpuszczam urzędnikom dla mojego świętego spokoju. Dziś już wiem, że powinnam zawsze zawalczyć. Moja choroba nowotworowa zaczęła się 2 kwietnia 2007 roku to dzień operacji. Straciłam pracę, zostałam na lodzie, nieubezpieczona, załamana, z nocnymi koszmarami po których tylko zabić się można. I z głową pełną złych, okrutnych myśli i wizji. Finansowo pomogła mi moja najbliższa rodzina, pracująca ciężko w Anglii. W rok po operacji siostra namówiła mnie na udział w projekcie, który gwarantował półroczny staz pracy. Dobre I to. Przeorganizowałam całe swoje życie. Początkowo dojeżdżałam codziennie z Gdańska do Nowego Stawu, ale postanowiłyśmy z siostrą, że u niej zamieszkam. Dla pracy za marne PUPowskie grosze  zrezygnowałam ze swojego azylu, mojej podusi, gdzie wracałam na weekendy. Początkowo byłam bardzo nieszczęśliwa, ale w końcu polubiłam to. Po stażu dostałam pracę na czas zastępstwa-byłam szczęśliwa, że mogę pracować, zarabiać, spełniać się. W tym mniej wiecej czasie wywalczylam sobie rentę. I co? Szczęście? Ależ skąd. PUP w Malborku dostał te informacje no i zaczęła się walka na dokumenty, że oszukałam PUP, że wykorzystałam ich pieniądze na staż ? Słowem czułam się jak oszust. Staż miałam w 2008 roku a rentę wywalczylam w październiku 2009 roku!!!! Skąd wtedy miałam to wiedzieć? Jestem więc oszustką i aferzystką. Napisałam pismo do Starosty Malborskiego opisując całą sytuację. Na szczęście starostwo zrozumiało moją sytuację i nie musiałam zwracać tych pieniędzy. Ale jak się czułam? JAK OSZUST!! Zaczęłam popadać  w dziwne stany odrętwienia. Lęk był wszechogarniający, dusił mnie. Kilka razy syn zawiózł mnie na pogotowie, bo był pewien, że to zawał serca, takie objawy miałam. Przy trzecim chyba takim napadzie, kiedy leżałam pod kroplówką w szpitalu na Zaspie, dyżurujący lekarz powiedział mi, że powinnam udać się do psychiatry, że to są objawy nerwicy lękowej. Udałam się, po czym lekarz od razu zapakował mnie do szpitala psychiatrycznego. 7 tygodni mnie "naprawiali". Wróciłam do domu. Lęk pozostał. Poza tym już nie pracowałam. Znów czułam się jak intruz w swoim życiu, jak natręt na świecie. Po co mi tu być? Ogarniała mnie mroczna otchłań. Byłam już u kresu kiedy mój przyjaciel i poprzedni pracodawca zadzwonił z wiadomością, że ma dla mnie pracę, chociaż też na zastępstwo, byłam szczęśliwa, uwierzyłam, że los się do mnie uśmiecha. Pomału odchodziły nocne koszmary. Ale cały czas byłam na lekach, pod
opieką psychiatry. Praca się kończyła a ja znów kurczyłam się w sobie. Odpływałam w czeluść siebie. Nie chcę tam być z jednej strony ale z drugiej czuję, że tam mimo wszystko jest bezpiecznie. Nie muszę wychodzić, rozmawiać, jeść, nie muszę NIC! Tylko oczy mojego syna. Zrozpaczone i pełne lęku. Tylko to mnie trzyma.  Nie umiem mówić o sobie, nie umiem rozmawiać z lekarzami, pschylogami. Nie potrafię powiedzieć jak bardzo dusza mnie boli, jak bardzo chcę odpłynąć i nie czuć. Zbyt krucha
jestem i słaba, ale powzięłam decyzję, że będę walczyła o siebie z urzędasami.